+4
bonifacy 28 czerwca 2015 14:57
Image

Image

Image

Image

Image

ImageDzień siódmy, wtorek 24 marca
Jak już wcześniej wspominałem ten dzień był z założenia rezerwowym, w zamyśle, w razie wolnego pewnie zostałby spożytkowany na plaży, zakupach, itp., ale z uwagi na wcześniejszy dzień, ponownie po śniadaniu spakowaliśmy się do auta i udaliśmy się w stronę Santiago del Teide. Klify Los Gigantes już widzieliśmy, co prawda nie zupełnie z tej strony, z której planowaliśmy, jednakże nie chcieliśmy zbyt komplikować logistycznie ostatniego dnia przed powrotem, dlatego zadecydowaliśmy o wjazd bezpośrednio do Masci. Tam zostawiamy auto i podążamy wąwozem tam i z powrotem.
Tutaj mała dygresja nt. drogi nr TF-436. Przed podrożą naczytałem się wielu relacji jak to niebezpieczna droga, jak wąska itp. Wiele osób pisało, iż trzeba bardzo doświadczonego kierowcy o żelaznych nerwach, gdyż jeden błąd i kończy się skokiem w przepaść. Czytałem też iż kategorycznie musimy tak jechać bardzo dużym, mocnym autem, ponieważ „te z wypożyczalni” (w domyśle te małe :) nie mają szans tam wjechać. Przyznam, może nie jestem super kierowcą z wieloletnim doświadczeniem, ale generalnie uważam się za osobę w miarę „ogarniętą”, ale te opisy pewien niepokój we mnie wzbudziły i z bardzo dużym respektem skręciłem we wspomnianą drogę w Santiago. Rzeczywistość okazała się oczywiście zupełnie inna. Podkreślam, iż w żaden sposób nie trywializuje tej drogi. Była to zdecydowanie najtrudniejsza droga, po której jechałem na Teneryfie, ale nie zgodzę się w żaden sposób, iż była to śmiertelnie niebezpieczna droga dla ludzi z mocnymi nerwami. Owszem było wąsko, owszem było bardzo mocno pod górę, ale większego pietra miałem na Madeirze w autobusie, niż tutaj w aucie. Cytrynka elegancko jechała pod górę, fakt, czasami wymagało to użycia jedynki nie tylko do ruszania, ale nie było ani jednego momentu, gdzie samochód w jakikolwiek sposób by protestował przed poruszaniem się pod górę. Co do wymijania to imho taki samochód jaki miałem, był na tę drogę idealny. Bez problemu dwa auta tej klasy wymijały się, ani razu nie musiałem skorzystać z przystosowanych do tego zatoczek, bądź szerszych zakrętów. W przypadku, gdy z naprzeciwka jechało coś szerszego też nie było kłopotów w wymijaniem, tylko trzeba było to zrobić dużo wolniej. Nie wiem, do końca jak wygląda sprawa z autobusami na tej drodze (duże nie jeżdżą, ale jak wyglądają te „małe” nie miałem okazji się przekonać), ale podsumowując stanowczo zaprzeczam wyjątkowości tej drogi, jeżeli chodzi o jej rzekomą niebezpieczność. Może i nie jechałbym nią tuż po zdaniu prawa jazdy, ale średnio ogarnięta osoba, jeżeli nie miała problemów na innych drogach górskich Teneryfy większych problemów, w moim odczuciu powinna sobie z tą drogą poradzić. Tylko bez nerwów:) Koniec dygresji.
Po dojeździe na miejsce zostawiamy auto, przebieramy się na bardziej „trekkingowo” i ruszamy w dół. Jest jeszcze w miarę wcześnie, więc ludzi bardzo mało, na parkingu praktycznie wszystkie auta z jakimś logiem wypożyczalni. W końcu, ostatniego dnia robi się w miarę ciepło. Po ostatnich deszczach mam wrażenie, że poziom wody w rzece/potoku dużo wyższy niż normalnie, w jednym miejscu, gdzie trzeba zejść „jaskinią” w dół, woda płynie całą szerokością i nie da rady w żaden sposób przeszkody ominąć (jacyś zapaleńcy przed nami wspięli się na skały i przeszli górą, ale to bardzo dookoła. Za nami zaczyna się robić mała grupka. Chwila konsternacji i… schodzimy. W sumie wiele hałasu o nic, ale w adidaskach sobie nie wyobrażam. Spoglądamy do tyłu, a tam całej reszcie też odwaga wróciła:) Nie śpieszymy się specjalnie, droga w dół zajmuje nam około 3,5 godziny, w górę niecałe 4. Widoki przecudne, nawet padający co jakiś czas deszcz (a jakże!) już nie przeszkadza. Mijamy Rosjanki w pełnym makijażu, tipsach, torebeczce itp. Przypłynęły na plaże i pytają ile jeszcze do góry:P Nasza odpowiedź bardzo im się nie spodobała, ale oczywiście poszły dalej. Po powrocie do Masci grzeje coraz bardziej, mimo mocno już popołudniowej pory. Na górze bardzo dużo ludzi „przechadza” się po wiosce. Powrót do Santiago del Teide tym razem ciekawszy, gdyż z uwagi na ruch co chwilę trzeba się delikatnie gimnastykować z bezpiecznym mijaniem (choć jak napisałem wyżej nie było to arcytrudne). Z Santiago powrót do Puerto już bez historii. Na miejscu jeszcze ostatnie zakupy, ostatni obiad i wieczorem pakowanie. Następnego dnia z samego rana powrót do Warszawy.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

ImageDzień ósmy, środa 25 marca.
Dzień bez historii. Pobudka z samego rana, końcówka pakowania i wyjazd w stronę lotniska. Samochód miałem oddać z połową baku i jakieś 50km już wiedziałem, że trzeba będzie jeszcze samochód tankować.
Stanowisko autoreisen jeszcze o 6 rano nieczynne, więc kluczyki wrzucone zostały przez szybkę. Check-in właśnie się rozpoczął, więc od razu się odprawiliśmy. Czasu do odlotu chwile zostało, więc jeszcze szybkie zakupy.
Do rumu Arehucas dołączył jeszcze likier bananowy (nigdzie tego wcześniej nie widziałem). Okazało się, że wracamy dokładnie tym samym samolotem co tydzień wcześniej. Znowu dużo Rosjan i Łotyszy (w większości tych samych co wcześniej).
Tym razem wylot w miarę punktualnie i po długich 5,5 godzinach lotu z ciepłej Teneryfy wracamy do chłodniejszej Polski. Do Krakowa tym razem wracamy pendolino, więc wsiadamy w KM na stacji przy lotnisku. Na centralnej jeszcze szybki obiad.
Pendolino przyjeżdża punktualnie i po 2,5 godzinach wysiadamy w Krakowie. Wczesnym wieczorem jesteśmy w mieszkaniu.

Krótkie podsumowanie kosztów:
Loty/pociągi:
KRK - WAW 57zł (LO)
WAW - TFS 77zł (DY)
TFS - WAW 119zł (DY)
WAW - KRK 49zł(PKP)
Razem 302zł x 2osoby - 604zł
Noclegi:
Gulf del Sur (3noce) - 484zł
Puerto de la Cruz (4noce) - 476zł
Razem 960zł
Samochód za cały pobyt - 77EUR ~ 320zł
Pozostałe wydatki (wstępy, zakupy itp.) około 900zł

Razem cały pobyt kosztował nas około 2750zł co daje 1375zł za osobę. Akceptowalnie IMHO. Luksusu nie było, ale nie mogę powiedzieć, iż specjalnie sobie odmawialiśmy. W końcu byliśmy na wakacjach :)

Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (6)

singielka-1976 29 czerwca 2015 18:28 Odpowiedz
Czekam na ciąg dalszy, czy będzie Masca i Loro Parque? ;)
bonifacy 29 czerwca 2015 20:31 Odpowiedz
Masca, choć z przygodami jak najbardziej:>
osk 29 czerwca 2015 21:40 Odpowiedz
No jestem ciekaw:-) Moim 5 letnim dzieciakom chyba do konca życia Masca nie bedzie sie juz kojarzyc z 'maską' tylko z wycieczka na Teneryfie.Ale dzielnie daly rade :-)
vladek 8 lipca 2015 14:49 Odpowiedz
Pogoda Wam niezle namieszala ;) Wyglada ze musicie koniecznie tam wrocic. AquaLand - jak z temp. wody, korzystaliscie z atrakcji? Masca przy slonecznej pogodzie piekna. Moim corkom tak sie spodobala iz obrocilismy w dwie strony, w gore zajelo nam 2h.
vladek 8 lipca 2015 14:49 Odpowiedz
Pogoda Wam niezle namieszala ;) Wyglada ze musicie koniecznie tam wrocic. AquaLand - jak z temp. wody, korzystaliscie z atrakcji? Masca przy slonecznej pogodzie piekna. Moim corkom tak sie spodobala iz obrocilismy w dwie strony, w gore zajelo nam 2h.
dialam 16 lipca 2015 14:44 Odpowiedz
bardzo fajna relacja i zdjęcia :)też chodzi mi po głowie ten kierunek - super tanie bilety udało ci się kupić - były takie bezposrednio na stronie norwegiana czy przez jakiegoś pośrednika lub z kodem?